- Co się stało? - zapytał wprost, marszcząc lekko sowie brwi.
Centaurzyca zagryzła wargę i przestąpiła z nogi na nogę. Ostatecznie chyba jednak nie miała do powiedzenia niczego ściśle tajnego, bo dosłownie po dwóch sekundach wahania odpowiedziała:
- Ktoś zastawił na nas pułapkę w starym magazynie. Nikt jej nie uruchomił, ale po jakimś czasie budynek się zawalił i uwięził w środku mojego przyjaciela.
- Udało się wam go wyciągnąć? - szermierz brzmiał na zmartwionego.
- Jest w infirmerii - zapewniła go szybko strażniczka. - Dostałam się do środka przez jakiś dziwny murowany tunel... a wspomniany przyjaciel znalazł w nim to - wyciągnęła w jego stronę skrawek materiału.
Akhme wziął go i przyjrzał mu się z zaciekawieniem. Przetarł strzęp w palcach, popatrzył na niego pod słońce. Nie wyglądało mu to na fragment solidnego munduru. Przypominało mankiet rękawa, jednakże nie mógł pochodzić z ubioru gwardzisty, głównie przez fakt, iż Gwardia Królewska na służbie chodziła w pełnej zbroi, a w czasie wolnym nikt nie zmuszał ich do noszenia oficjalnych barw.
- To nasz jedyny dowód - powiedziała Ekaterina po chwili ciszy. - Może wie pan...?
- Kto go zgubił? - Białe Pióro nadal wpatrywał się w materiał z namysłem. - Nie mam pojęcia.
Strażniczka zamrugała kilka razy.
- Jest pan pewien? - zapytała szybko. W jej głosie zaczynała brzmieć rezygnacja.
- Teraz tak - odparł. - Ale może wydarzy się jakiś cud, dowiem się wszystkiego w jednej chwili i zmienię swoje zdanie.
Dopiero po chwili uświadomił sobie, że mogło to zabrzmieć jakby sobie kpił z bogom ducha winnej dziewczyny. Syknął przez dziób i skłonił jej na krótko głowę.
- Najmocniej przepraszam - wypalił. - Pół życia zawodowego wytykania innym błędów może zrobić z człowieka szydercę.
- Ależ... nic się nie stało - Kata uniosła brwi, z lekka zaskoczona.
Mężczyzna zakończył temat wracając do materiału. Logika podpowiadała mu, że istniał niski procent szans, by został oderwany z munduru członka najbardziej uprzywilejowanej jednostki w Fortheimie. Na strój w barwach królewskiej czerwieni mógł sobie pozwolić każdy kupiec, a ostatnio stała się dosyć modna, zwłaszcza wśród morskich handlarzy. Niemniej jednak kojarzono ją właśnie ze służbą królewską. Gwardia niegdyś nosiła paradne mundury, zanim nabrała nieco większego znaczenia od strażników miejskich (A raczej zanim rozrosło jej się ego, poprawił się w myślach Akhme). Kolory nadal pozostały swego rodzaju symbolem, razem z charakterystycznymi zdobieniami...
Charakterystyczne zdobienia.
Białe Pióro rozciągnął skrawek w palcach. Krawędź mankietu wyszywana była złotą nicią, podobnie jak w jego własnym stroju. Zsunął ze swojej jedynej dłoni rękawicę i porównał haft na swoim rękawie ze starym. Różniły się, ale szerokość wzoru i dokładność pozostała taka sama. I wyjątkowo znajoma.
- Louis Neuss! - powiedział na głos.
Centaurzyca spojrzała na niego pytająco, równocześnie jednak westchnęła z ulgą, że trop nie zaprowadził jej do ślepej uliczki.
- Krawiec - wyjaśnił szermierz. - I to nie byle jaki. Niegdyś szył mundury gwardzistów. Obecnie zajmuje się projektowaniem strojów dla ludzi związanych ściśle z Gwardią Królewską. Między innymi dla mnie - uniósł skrzydłem opadający z ramienia płaszcz.
- Czyli powinnam pytać po kolei każdego podejrzanego o pokazanie mankietu? - Ekaterina nie wydawała się zachwycona tym pomysłem.
- Podobnych mi rangą ludzi jest raczej niewielu - uspokoił ją. - Na dodatek nie wszyscy korzystają z usług tego samego krawca. Neuss jest dosyć charakterystyczny, wyjątkowo lubi swój fach i nigdy nie szyje czegokolwiek hurtowo. Podoba mu się, gdy strój oddaje coś z jego właściciela. Wzór mojego płaszcza był jego pomysłem, podobnie jak zdobienia w kształcie piór na haftowanych brzegach. Ten tutaj też jest charakterystyczny - mężczyzna oddał Ekaterinie skrawek materiału, by sama mogła na niego spojrzeć.
- Przedstawia coś konkretnego? - zapytała.
- Te półkoliste wzory to fazy księżyca, kojarzone z południowymi plemionami noveirskich beduinów. Tak mi się przynajmniej wydaje. W każdym razie, szew jest taki sam jak na moich mankietach, więc to musi być robota tego samego człowieka. A u Neussa ubiera się tylko dwóch Noveirczyków kojarzonych z Gwardią Królewską.
- Pan i nasz jedyny podejrzany - skwitowała dziewczyna.
- Cóż, jeśli dwugodzinna sesja treningowa mi się nie przywidziała i naprawdę tu przez ten cały czas byłem to tak - jedyny podejrzany.
- Kto to jest?
- Były zbrojmistrz, Ghadi Tambali... ale czemu miałby...? - szermierz westchnął. - Cóż, miejmy nadzieję, że okaże się niewinny. W innym wypadku nasze odwiedziny okażą się wyjątkowo nieprzyjemne - po tych słowach od razu minął Katę i ruszył w dół jednej z odchodzących od placu ulic. Centaurzyca oczywiście ruszyła za nim.
- ,,Nasze"? - powtórzyła.
- Na pewno nie niczyje inne. Oczywiście, że idę tam z tobą, panno Ekaterino. Okazałbym wyjątkowy brak wychowania nie pomagając ci w rozwiązaniu tej sprawy, zwłaszcza jeśli na dodatek jest w to zamieszany jeden z moich znajomych. Co do znajomych: Wąsik, na stanowisko! - zawołał przez ramię.
Wygrzewający się w cieniu schodów biały zwierzak poderwał łebek i rozejrzał w poszukiwaniu Akhme. Widząc go znikającego za zakrętem popędził zygzakiem między nogami przechodniów i niemal natychmiast po tym, jak został zawołany, siedział już na ramieniu właściciela.
- Od tego wylegiwania się podczas treningów i podjadania za niedługo zaczniesz przypominać kształtem królika - zganił go, ale równocześnie pieszczotliwie pogładził Wąsika pod brodą. Zwrócił się z powrotem do nowej towarzyszki: - Wracając do tematu, chyba mogę ci się przydać. Ghadi ostatnio jest jakiś... inny. Od dobrego miesiąca unika rozmów z nieznajomymi. Z tego co mi wiadomo, jestem jedyną osobą, której nie wyrzuca od razu za próg.
- Mówi pan, że pański przyjaciel zaczął się dziwnie zachowywać? - dziewczyna zaczęła układać w głowie fragmenty śledztwa.
- Nawet bardziej niż niepokojąco, moja pani.
- Nie jestem specjalistką w tej dziedzinie, ale chyba nie ma pan żadnego powodu, by mnie... tytułować - zauważyła strażniczka nieco speszona.
- Tak jak pani nie ma żadnej potrzeby tytułować mnie. Dlaczego więc to robisz, panno Ekaterino?
- Ja... - urwała, nie za bardzo wiedząc jak to wyjaśnić.
- I to jest właśnie ta dziwna reputacja ,,niby członka Gwardii". Nie jestem ani gwardzistą, ani jakimś lordem, a wszyscy mówią mi per ,,pan Akhme" tudzież ,,pan Białopióry". Co ze mnie za ,,pan"? - zapytał.
- Cóż... narobił się pan... narobiłeś się nienajgorszej sławy - stwierdziła centaurzyca. - Każdy zainteresowany lekcjami szermierki w Fortheimie przynajmniej raz usłyszał o niezwykłym Noveirczyku uczącym przyszłych członków Gwardii Królewskiej...
- ... straży miejskiej, piechoty, marynarzy i lotników. Ba, nawet miałem u siebie łowcę czarownic. Te historie o Gwardii chyba są nieco przekolorowane. Tylko to o mnie słyszałaś? - Akhme zerknął na Katę z uniesioną brwią.
- Słyszałam też, że jesteś surowym nauczycielem.
Białe Pióro zaśmiał się.
- To akurat prawda. Nawet ja sobie zdaję z tego sprawę - odpowiedział ze swoją sowią imitacją uśmiechu. - Ale w ten sposób potrafię odróżnić prawdziwą determinację od napuszonej dumy. Ja i mi podobni nauczyciele zabraniamy dostępu do Gwardii po znajomościach lub urodzeniu. W służbie królewskiej liczy się co masz w głowie, nie w kieszeni czy na papierze. Niestety, plotki i stereotypy odstraszają wielu chętnych.
- Dlatego wśród gwardzistów jest mało... mieszańców?
- Powiedziałbym, że mało każdego. Jak na tak zróżnicowaną społeczność, Fortheim ma wyjątkowo sztywnie wyglądającą elitę strażników, nie sądzisz? - Białopióry westchnął. - To chyba dlatego tak zapadają mi w pamięć uczniowie pokroju chociażby Philipa Waltera. Chłopak jest jedynym w pełni wyszkolonym szermierzem wśród łowców czarownic i to czyni go na swój sposób wyjątkowym.
Zapadła chwila ciszy, zakłócana jedynie typowymi odgłosami ulicy i wydechami węszącego obok ucha Akhme Wąsika.
- Po namyśle - stwierdził w którymś momencie szermierz - to chciałbym kiedyś zobaczyć wśród gwardzistów kogoś... wychodzącego poza schemat.
- Może centaura? - zażartowała Ekaterina.
- A kto centaurowi zabroni spróbować? - odpowiedział z uśmiechem.
- Logika i rzeczywistość - stwierdziła dziewczyna.
Mężczyzna jedynie w ciszy pokręcił pobłażliwie głową. Nie pierwszy raz słyszał podobne wytłumaczenie i za każdym razem wydawało mu się równie pozbawione sensu. Ale po co ma kogokolwiek do czegoś zmuszać?
- To tutaj - powiedział i skinął głową w stronę zadbanej kremowo-brązowej kamienicy.
Zatrzymali się przed drzwiami, przez jakąś minutę bezgłośnie ustalając, czy wszystkie argumenty są na swoim miejscu. Oskarżanie kogoś o zamach na oddział fortheimskiej straży konnej był dosyć poważnym posunięciem, a kierowanie go do kogoś pokroju Tambaliego bezpodstawnie wydawało się wyjątkowo idiotyczne. Akhme szczerze liczył, że jego rodak jest niewinny, ale jedyny dowód nadal nie zmienił kształtu, koloru ani wzoru. Szermierz, niezbyt rad z zaistniałej sytuacji, skinął Ekaterinie głową i podszedł do podwójnych drzwi, by zapukać. Tak jak się spodziewał, otworzyła mu dozorczyni. W jej kamienicy poza Ghadim mieszkało jeszcze kilku ludzi i kobieta pełniła tu rolę strażnika ogólnego spokoju. Czterdziestolatka uśmiechnęła się widząc Akhme - mężczyzna kilkakrotnie odwiedzał już drugiego Noveirczyka i raczej ciężko było go zapomnieć.
- Dzień dobry! - przywitała się. - Co pana tu sprowadza?
- Nie tylko mnie - spojrzał w stronę stojącej u podstawy schodów centaurzycy. - Ja i członkini Konnej Straży Fortheimu potrzebujemy pilnie porozmawiać z Ghadim. Zastaliśmy go?
Kobieta zmarszczyła brwi.
- To pan nie wie? - zdziwiła się. - Ghadi wyjechał godzinę temu.
- Jak to ,,wyjechał"? - wtrąciła się Kata.
- Poprosił mnie tylko, bym posłała po jego konia do stajni i podziękował za udzielenie mu dachu nad głową - dozorczyni skrzywiła się lekko. - Też nie mogłam w to uwierzyć. Prawie dziesięć lat tu mieszkał, a tu z niczego mówi ,,Dziękuję" i odjeżdża. Nawet się nie przygotował.
- Coś go wyjątkowo nagliło... - stwierdziła podejrzliwie strażniczka.
- Zdecydowanie. Nawet swoich rzeczy nie spakował. Wszystko zostawił jak było - kontynuowała właścicielka budynku. - Z córką nadal sprzątamy jego mieszkanie. Nie mam zielonego pojęcia co z tym wszystkim zrobię...
- Znalazłyście może jego mundur? - zapytał Białopióry.
- Owszem. Leżał na ziemi, od tak, jakby Ghadi po prostu cisnął go w kąt.
- Mógłbym go zobaczyć?
- Z jakiego to powodu?
- Podejrzewamy, że pan Tambali był zamieszany w zamach na mój oddział. A jego nagły wyjazd chyba tylko to potwierdza - wyjaśniła Kata.
- Broń Świetlista... - kobieta zakryła usta zszokowana. Po chwili potrząsnęła głową i otworzyła szerzej drzwi, odblokowując też zasuwkę trzymającą drugie skrzydło. - Wejdźcie do środka. Nie będziecie chyba prowadzić śledztwa na ulicy, prawda?
- Nie wiem, czy to dobry pomysł... - centaurzyca przestąpiła z nogi na nogę.
- Sufit jest wysoki, a przedpokój na tyle szeroki, byś nie miała czym się martwić - dozorczyni uśmiechnęła się do niej przyjaźnie. - Piachem się nie przejmuj. Nie jesteś przecież zwierzęciem.
Dziewczyna nadal nie wydawała się przekonana. Akhme uśmiechnął się do niej i ukłonił zapraszając gestem do środka. W końcu Ekaterina dała się przekonać. Wspięła się po schodach i ostrożnie przeszła przez próg, schylając się w drzwiach. Dozorczyni zamknęła drzwi za gośćmi i udała się w stronę schodów na piętro.
- Przyniosę ten mundur - rzuciła krótko przez ramię i zniknęła im z oczu.
Kata? Głupio było mi to od razu kończyć > <