- Centaur ich prowadzi - zauważyła Pamięć, podskakując po dachówkach w stronę towarzysza. Poślizgnięcie się w takiej sytuacji byłoby dla boskiego posłańca niemałym wstydem, toteż w duchu dziękowała za wprawę w poruszaniu się po mieście. - A centaurom odwagi nie brakuje.
- Ciekawe, jak z inteligencją.
- Myśli, ile znasz centaurów mieszkających w Fortheimie? - ton Pamięci nabrał karcącej barwy. - Bo tej jednej nie osądziłabym o nic podobnego.
- Bo nie masz porównania. Jak sama zwróciłaś uwagę, centaurów tutaj jak na lekarstwo - odgryzła się pierwsza.
Do południa były może dwie godziny. Albo trzy? Żaden z nich nie był dobry w obliczaniu ludzkiego czasu. Mieli dzień i noc, a oba stany dzieliły się na mniejsze fragmenty. W każdym razie, w dokach praca trwała już od świtania, więc mała akcja straży fortheimskiej nie mogła ujść niezauważona. Zwłaszcza czujnym oczom Cichych Obserwatorów. Strażnicy, z centaurzycą Ekateriną na czele, zniknęli w środku starego budynku, wydającego się chwiać przy porywach wiatru. Na zewnątrz na ulicy czekali pozostali, pilnując koni towarzyszy. Zwierzęta ze zdenerwowaniem gryzły wędzidła. Przechodzący co jakiś czas ludzie oglądali się za całym zamieszaniem, niektórzy nawet pytali co się dzieje, ale nie zostawali długo. Mieli ważniejsze rzeczy do roboty - ładunki, rozładunki, coś kupić, coś sprzedać. Pamięć napuszył pióra i zamachał niecierpliwie skrzydłami.
- Zamierzamy im powiedzieć? - zapytał Huginna.
Czerwonooki też nie umiał usiedzieć w miejscu i okazywał to nawet bardziej niż brat. Wtedy dostrzegli ciemną postać, zbyt ciemną jak na pokazywanie się w świetle dziennym, przemykającą wzdłuż kamiennej krawędzi doku. Tuż poza zasięgiem wzroku strażników.
- M u s i m y im powiedzieć, Pamięci - odpowiedział i przycupnął rozkładając skrzydła.
Kruki poderwały się do lotu niemal równocześnie. Gdy tylko opuściły swój dach, na rynnie natychmiast osiadły speszone gołębie, rade z faktu, że to coś, co przypominało ich dalekich kuzynów, w końcu sobie poszło.
Huginn poszybował nad ulicą, by po chwili przeciąć powietrze, gwałtownie zniżając lot. Muninn podążał w ślad za nim. Przelecieli wzdłuż przegniłych, drewnianych ścian, aż Myśl dostrzegł dziurę pod dachem. Zanurkowali, dociskając skrzydła do boków i wślizgnęli się jeden po drugim przez wąski otwór, w środku od razu wyhamowując. Wylądowali na podtrzymującej dach poprzecznej belce, rozglądając się za nieświadomą zagrożenia grupą strażników.
Pomieszczenie musiało być kiedyś magazynem i to piętrowym. Poddasze zajmowało tylko połowę dostępnej powierzchni, wyglądało więc bardziej jak balkon podtrzymywany przez ogryzione słupy. Stojące na jego krawędzi ramię dźwiga kiwało się niepewnie, jakby zaraz miało runąć w dół. Kruki były pewne, że gdyby ktoś był na tyle głupi, by próbować z niego jeszcze skorzystać, ściągnąłby w dół całe piętro, zasypując stary magazyn przegniłym drewnem. W magazynie, poza ,,przedsionkiem" i tym pomieszczeniem, było jeszcze jedno, do którego prowadziło szerokie na dwa konie przejście pozbawione drzwi. Na wprost głównego wejścia.
Strażnicy byli już w środku, ostrożnie mijając niepewne kolumny. Nie chcieli się potknąć na którejś z leżących na podłodze bezpańskich desek lub nadepnąć na zardzewiały gwóźdź (jakkolwiek dobre by ich obuwie nie było). Co jednak ważniejsze, szukali wzrokiem czegokolwiek mogącego zdradzić, że w pobliżu czaiły się jakiekolwiek istoty żywe o niedobrych zamiarach.
- Nie szukają tego, czego powinni - skomentował Huginn.
- To tam zejdź i im to powiedz - zaproponował Muninn.
- Chyba nie ma innego wyjścia...
Huginn zleciał na dół jako pierwszy, lądując z łopotem skrzydeł na dźwigu. Drewniane ramię zachybotało się i zawisło niemal poziomo nad ziemią. Szelest piór, zaskoczone kraknięcie i odgłos osuwającego się dźwigu sprawiły, że wszyscy na dole jak jeden mąż unieśli broń, odwracając się w jego stronę, a kilku cofnęło się o krok do tyłu. Widząc kruka, wyszeptali kilka przekleństw i uspokoili się.
- To tylko jakieś ptaszysko - rzucił jeden z ludzi na przedzie.
Ekateriny wcale to nie uspokoiło. Popatrzyła jeszcze chwilę na Myśl oraz lądującego obok Pamięć. Cisi już wiedzieli, że ich przejrzała, ale nadal nie była pewna, czym są. Dzięki niej jednak mieli szansę pomóc, bo nikt inny nie zechce słuchać. Huginn wykorzystał fakt, że centaurzyca została kilka metrów z tyłu, wciąż na niego patrząc. Uniósł lekko skrzydła i zakrakał, wskazując dziobem w stronę przejścia, do którego zbliżali się towarzysze Ekateriny. Dziewczyna szybko pojęła, że wcale nie ma przywidzeń.
- Stójcie! - zawołała do reszty.
Mężczyźni zatrzymali się, oglądając w jej stronę.
- Co jest? - zapytał ten na przedzie. O ile ptaki zupełnie go nie przejęły, o tyle niepokój Katy udzielił się także jemu.
- Nie wchodźcie tam - rzuciła centaurzyca, przechodząc między nimi.
Nie wiedziała, czy dobrze robi ufając parze kruków. Nikt nigdy nie wiedział, jeśli nie wiedział nic o Huginnie i Muninnie. Obserwatorzy zeskoczyli ze swojego miejsca i podreptali bliżej przejścia, nie chcąc się oddalać od strażniczki. Dziewczyna podeszła do podejrzanych drzwi na długość naginaty. Pokazała wszystkim, żeby się cofnęli pod ściany. Tak też zrobili, chociaż nie mieli zielonego pojęcia o co jej może chodzić. Kata zmrużyła oczy, doszukując się czegokolwiek nietypowego.
- Zwariowała - mruknął któryś z młodszych ludzi. - Przewrażliwiona jest i ty... - przerwał mu dźwięk głuchego uderzenia w hełm. Potem już się nie odzywał, chociaż cały czas patrzył z urazą na towarzysza.
Muninn załopotał skrzydłami, podnosząc w powietrze kurz, który powoli opadł na ziemię... ukazując cienką żyłkę przecinającą przejście na wysokości pasa centaura. Ekaterina przechyliła łeb, podchodząc krok do przodu. Sięgnęła ostrzem naginaty, pewna, że pociągnięcie uruchomi jakąś zmyślną pułapkę. Członkowie Kocich Łap w całkiem sporej części byli sprawnymi, choć raczej amatorskimi inżynierami. Niebezpieczny mechanizm wcale jej nie dziwił, a jedynie utwierdzał w fakcie, iż faktycznie trafili na jedną z kryjówek złodziejskiej gildii. Gdy jednak już miała przeciąć żyłkę, Huginn znowu zakrakał, od czego dziewczyna aż drgnęła, oglądając się w jego stronę.
- Nie przecinaj! - szepnął Pamięć, w razie gdyby samo ostrzeżenie Myśli nie wystarczyło.
Wszyscy obejrzeli się za źródłem głosu, nie chowając już broni. Ekaterina również odwróciła głowę, ale szybko spojrzała z powrotem na kruki, z niedowierzaniem uświadamiając sobie, że jej omamy nie obejmowały tylko wzroku. Za to jednemu ze starszych stażem strażników w oczach błysnęło zrozumienie. Znał ich, to było pewne, i nie zamierzał ignorować ostrzeżeń.
- Czekaj, Kata - powiedział spokojnie, po czym minął ją i bez lęku ruszył do ciemnego pomieszczenia.
Ostrożnie uchylił się pod zdradziecką żyłką i rozejrzał się po pomieszczeniu. W końcu dostrzegł niewyraźne, stłumione światło. Pod nim powoli dostrzegał zarysy beczek obłożonych... suchym sianem? Skąd ono tutaj? Podszedł do ściany, próbując wyczuć palcami którędy poprowadzono żyłkę, ale miał już pewne przeczucia, gdzie po niej dotrze. W pewnym momencie wspinała się pod sufit. Na niej, na wysokości ludzkiej twarzy, wisiała zapalona lampka oliwna. Nikt nie dostrzegł światła przez szczelnie ją otulający grupy materiał. Gdyby Kata przecięła żyłkę, lmpka rozbiłaby się na beczkach i podpaliła siano. Mężczyzna z najgorszymi przypuszczeniami podważył wieko jednej z beczek...
- Słodki Wszechmocny... - mruknął pod nosem.
- Piętnaście beczek prochu - powtórzył z niedowierzaniem Rauer, strażnik, który przebadał jako pierwszy przemienione w śmiertelną pułapkę pomieszczenie magazynu.
Zagrożenie zostało już zażegnane. Huginn i Muninn czujnie obserwowali rozchodzącą się straż i tragarzy wynajętych do wyniesienia wszystkich beczek. Oczywiście w pierwszej kolejności zgaszono i odcięto podstępną lampkę oliwną, przez resztę czasu pilnując, by nikt nie próbował oświetlać półmroku jakimkolwiek źródłem ognia. Na miejscu pozostali już tylko Rauer i Ekaterina, przytupująca z nieprzebranego gniewu.
- Pewnie nawet nie usłyszelibyśmy brzęku szkła - strażnik wydawał się mówić do siebie. - Zdążylibyśmy zobaczyć ogień i zanim ktokolwiek by zwrócił uwagę... cały budynek poszedłby w diabły, razem z nami na przedzie. Resztę przygniotłyby belki...
- Cały oddział niesprawny przez okrągłe miesiące - podsumowała centaurzyca. - Nie mówiąc już o ofiarach... kto to mógł zrobić? Kocie Łapy?
Cisi zlecieli z dachu i wylądowali na parapecie okna obok rozmawiających. Kata cofnęła się nerwowo o krok, Rauer za to uśmiechnął się na ich widok.
- Kocie Łapy nie czają się na cudze życia - zaprzeczył Huginn. - Myślą raczej o cudzych dobrach.
- Jeśli tak zabić człowieka, to jak go tu okraść ponownie w przyszłości? - dodał Muninn, układając dziobem pióra na skrzydle.
- Właśnie - zgodził się pierwszy. - Nie opłaca im się to. A gdyby na domiar złego zaczęli ludzi zabijać poza okradaniem... straż chyba nie zajmowałaby się nimi tak niechętnie.
- Słuszna uwaga - odpowiedział Rauer, po czym przypomniał sobie o istotnym szczególe: - Kata, kupiłaś to, o co cię prosiłem?
Dziewczyna nie odrywając wzroku od kruków podała mu papierowe zawiniątko. Mężczyzna zaczął je rozpakowywać.
- Zastanawia mnie, z jakiej racji rozkazujesz mi kupować sobie drugie śniadanie - rzuciła złośliwie centaurzyca.
- Och, to nie dla mnie - wyjaśnił z uśmiechem Rauer.
Wyciągnął z papieru słodką drożdżówkę z kruszonką. Cisi Obserwatorzy nagle zapomnieli o całej swojej powadze, wpatrując się w obiecująco wyglądającą bułkę jak para najzwyklejszych głodnych kruków. Strażnik bez pośpiechu zaczął rozrywać ją na małe kawałki i sypać na parapet między nimi. Huginn i Muninn cierpliwie czekali aż odsunie rękę. Dopiero wtedy zaczęli z wdzięcznością pochłaniać wyrazy podziękowania.
- To raczej niewiele, bo zasługujecie na najgłębszą wdzięczność straży - powiedział Rauer, z zadowoleniem zauważając, że jego podarunek, chociaż niewielki, przyjął się z jak największą pochwałą.
Ekaterina przyglądała się podejrzliwie dziwnym krukom.
- Kim jesteście? - odważyła się w końcu zapytać.
- To Huginn i Muninn - strażnik wyręczył ich w przedstawieniu się. - Drugiej pary gadających kruków chyba w Fortheimie nie ma.
Dziewczyna uniosła jedną brew. Ton mężczyzny wskazywał, że odpowiedź była oczywista jak słońce, ale jej dalej nie wyjaśniało to wiele. Rauer chyba to zauważył i nie ukrywał zdziwienia.
- Nie słyszałaś o nich? - zapytał.
Pokręciła głową.
- W sumie... jesteś przyjezdną, to by trochę wyjaśniało - stwierdził mężczyzna. - Ale nadal dziwne, że jeszcze ich nie widziałaś. Zwykle przyczepiają się każdego interesującego mieszkańca miasta. Nie żebym próbował cię obrazić - w życiu bym tego nie zrobił - ale centaur w konnej straży musiał przykuć ich uwagę dawno temu...
- I przykuł - zgodził się granatowooki Pamięć. Myśl nie przerywał jedzenia. - Ale po co się od razu ze swoją ciekawością obnosić? Wcześniej czy później i tak się wszystkiego o wszystkich dowiadujemy.
Ekaterina? Mam nadzieję, że nie zepsułam planów > <