środa, 6 lutego 2019

Katya

(autor nieznany)
Dwie rzeczy pouczają człowieka o całej jego naturze: instynkt i doświadczenie

Opis
        - Gdzie ją znalazłeś?
    - W dokach - odpowiedział dowódcy Laskolnyk, spoglądając kątem oka na siedzącą pod ścianą dziewczynkę. Wyglądała na przerażoną, ale nie budziła w młodym łowcy najmniejszego współczucia. - Nad zwłokami jakiegoś bezdomnego - doprecyzował.
    Gotrand mając na głowie cały Korpus często spotykał się z różnymi dziwactwami. Pozostali łowcy czarownic przychodzili do niego z problemami, które chyba tylko jeden z nich mógłby uznać za całkowicie normalne: przeklęta biżuteria, niedoszły nekromanta przyłapany w pobliżu cmentarza, rozhisteryzowana ofiara likantropii, et cetera. Jednakże nigdy wcześniej nikt nie prosił go o pomoc z umorusanym krwią dzieckiem. Normalnie w takich sprawach potrzebne było wsparcie zupełnie innego specjalisty, ale Laskolnyk miał mocny powód, by przyprowadzić znajdę do siedziby Korpusu zamiast do najbliższego przytułku. Bowiem drobna, brudna, blada blondynka nie była tylko krwią ochlapana - zakrzepła jucha została na jej brodzie i wokół ust, jakby... nawet Gotrandowi ciężko było wyobrazić sobie podobny scenariusz. Głównie przez to, jak bardzo niewinnie (nie licząc zaschniętej krwi) wyglądało to przerażone dziecko.
    - Powiedz mi wszystko - rozkazał Laskolnykowi. - Od początku.
    - No więc godzinę temu dostaliśmy pilne wezwanie - zaczął młodszy łowca. - Ktoś usłyszał jakieś ,,nieludzkie zawodzenie” i poszedł sprawdzić, co się dzieje w alejce obok. Znalazł jedno przerażone dziecko i stygnącego trupa... z rozerwanym gardłem - zerknął sugestywnie na jedyną podejrzaną, próbującą zeskubać z twarzy płatki zaschniętej krwi. Równocześnie nadal nie spuszczała wzroku z dwójki mężczyzn w czarnych płaszczach, przeskakując nim z jednego na drugiego jak spłoszone zwierzątko. Nie miała też najmniejszej ochoty zbliżać się do obrębu światła płonącego kominka. Jej blada twarzyczka i jasne włosy nie ułatwiały jednak wtopienia się w otoczenie.
    Coś w tej sprawie Gotrandowi śmierdziało. Ton Laskolnyka sugerował, że blondynka była niebezpieczna, chociaż ze wszystkich obecnych to ona wydawała się najbardziej bezbronna. Oczywiście mogła po prostu czuć się zagrożona przy dwóch łowcach czarownic i tylko dlatego zachowywała się potulnie. Lider Korpusu zwrócił się więc z powrotem do Laskolnyka:
    - Czy była agresywna?
    - Nie - stwierdził stanowczo mężczyzna. - Miałem pewne problemy z przyprowadzeniem jej tutaj, ale tylko dlatego, że wydawała się jakaś... nieobecna. Nic do niej nie docierało, tylko siedziała pod ścianą i gapiła się pustym wzrokiem na zwłoki.
Gotrand pokiwał w namyśle głową.
    - Coś jeszcze? - zapytał.
    Laskolnyk patrzył chwilę na dziecko, jakby się nad czymś zastanawiał, po czym westchnął i dodał:
    - W drodze zapytała ,,Czy to ja to zrobiłam?”.
    Starszy łowca spojrzał na dziewczynkę z nowym zainteresowaniem. Wszystko zaczynało powoli układać się w jedną całość, ale żeby dopełnić obrazu potrzebował wiedzieć jeszcze jedno: kim było to dziecko.
    Ukląkł więc na jedno kolano i wykonał w jej stronę zapraszający gest.
    - Podejdź tu, skarbie - poprosił. - Nie masz się czego bać. Nie zrobimy ci krzywdy.
    Dziewczynka spojrzała niepewnie w ciemne oczy, potem na Laskolnyka. Nie byli tacy straszni, jak na początku pomyślała. Młodszy nic jej nie zrobił, a starszy był miły. Po chwili zsunęła się powoli z krzesła i podeszła do nich ostrożnie, gotowa w każdej chwili odskoczyć do tyłu. Gotrand uśmiechnął się.
    - Widzisz? Nie gryziemy - powiedział. Laskolnyk odkaszlnął sarkastycznie.
    Starszy łowca mógł w końcu lepiej się przyjrzeć dziwnej dziewczynce. Z daleka bez wątpienia wyglądała jak kolejne dziecko żyjące na ulicy. Nosiła na sobie stare ubrania: starą, luźną bluzkę i spodnie. Nie posiadała żadnych butów, co mogło sugerować, że albo nie żyła na ulicach Fortheimu wystarczająco długo, albo nie była w stanie żadnych zdobyć. Jasne włosy wyglądały, jakby ścięła je własnoręcznie. W połączeniu z doborem stroju, mogła łatwo udawać chłopca. Gotrand jednak momentalnie ocenił, że unikanie uwagi nie szło jej najlepiej pomimo starań. Jej blada cera nie wyglądała jak efekt niedożywienia. Na dodatek dzieciaki żyjące w dokach sporą część czasu spędzały na słońcu i wszystkie były opalone, zwłaszcza w okresie letnim. Nie dało się też ukryć, że twarz małej była jak najbardziej dziewczęca, zwłaszcza z takimi oczami i kośćmi policzkowymi. I właśnie, oczy - to one zwracały największą uwagę. Miały intensywną, czerwoną barwę, co Gotrand zauważył już w momencie, w którym podeszła bliżej jedynego źródła światła w pokoju. Nie wyglądało to na efekt żadnej choroby.
    Wtedy do mężczyzny dotarło, z kim miał do czynienia. Dla ostatecznego potwierdzenia ujął delikatnie brodę zastygłej w bezruchu blondynki i uniósł kciukiem jej górną wargę. Dziewczynka natychmiastowo wyrwała mu się, cofając o krok do tyłu z ostrzegawczym sykiem. Obu łowców zdążyło jednak zauważyć nienaturalnie długie kły.
    - Wampirzyca...? - mruknął pod nosem Laskolnyk, na poły zaskoczony i zaintrygowany. - Czegoś takiego jeszcze nie mieliśmy... w życiu nie widziałem małego wampira.
    - Ja też nie - Gotrand zmrużył oczy. W całej swojej karierze nie spotkał RODZONEGO krwiopijcy.
    Nagle Laskolnyk stężał i wskazał na szyję dziecka. Spłynęła po niej kropla świeżej krwi. Mała wampirzyca zorientowała się, o co łowcy chodziło i przestraszona przycisnęła dłoń pod gardło. Była ranna. Iście zwierzęcym odruchem nie chciała tego pokazywać, nawet jeśli było to zaledwie draśnięcie. Gotrand syknął i wyciągnął z kieszeni chustkę.
    - Nie grzeb w tym brudną ręką - pouczył dziecko, podając mu ją.
    Mimo oporów, dziewczynka chwilę później przycisnęła biały materiał do szyi. Na prośbę starszego łowcy odsłoniła długie, płytkie nacięcie, znane każdemu strażnikowi miejskiego porządku aż zbyt dobrze: wyglądało, jakby ktoś przyłożył jej do szyi nóż. Gotrand wymienił z Laskolnykiem porozumiewawcze spojrzenia.
    - Sądzisz, że to ona jest tu ofiarą - odgadł młodszy.
    - Przekonajmy się - lider Korpusu zwrócił się z powrotem do wampirzycy. - Masz jakieś imię?
    - Katya - odpowiedziała cicho. Brzmiała naprawdę słabo, jakby zagryzienie jakiegoś człowieka zadziałało na nią zupełnie inaczej niż na wampira powinno.
    - A więc, Katyo, powiedz mi, czy ten pan chciał cię skrzywdzić?
    Blondynka w pierwszej kolejności spojrzała skonfundowana na Laskolnyka.
    - Nie on, dziecko, ten z alejki - doprecyzował Gotrand.
    Katya wciągnęła gwałtownie powietrze. Po chwili pociągnęła nosem, jakby zbierało jej się na płacz. Jej ramiona zatrzęsły się, gdy próbowała stłumić szloch. Łowca westchnął. Jej reakcja była wystarczającym potwierdzeniem. I jakoś wcale go taki obrót spraw nie dziwił, jakkolwiek paskudne by to nie było. Dziewczęta zawsze miały na ulicy najgorzej. Zwłaszcza, gdy zaczynały dorastać i ukrywanie się pod chłopięcymi strojami było coraz trudniejsze.
    Ku zaskoczeniu Gotranda, Laskolnyk również uklęknął.
    - On ci to zrobił? - zapytał. Katya pokiwała energicznie głową.
    - Miał kawałek szkła. Ostry - wydusiła. Zacisnęła piąstki. - Bałam się, że zrobi mi to, co innym i... i... ugryzłam go. Nie wiem czemu. Po prostu...
    - Coś ci podpowiedziało, że tak powinnaś zareagować - dokończył Gotrand. Dziewczynka kiwnęła głową i spuściła wzrok na ziemię. - Nie przejmuj się, to tylko instynkt. Wcale mnie nie dziwi twoja reakcja. I nikt cię tu za nią nie wini.
    Blondynka uniosła lekko głowę, patrząc niepewnie na Gotranda. Przez czerwone oczy przewijała się burza emocji. Strach, żal, niepewność, upokorzenie... nie wiedziała, co się z nią teraz stanie. Dwójka łowców również nie wiedziała. Jedno było pewne: nie mogli jej teraz zostawić samej sobie. O zignorowaniu sprawy, jakby nie było, morderstwa z udziałem istoty nadnaturalnej i wyrzuceniu Katyi z powrotem na ulicę nie pomyślałby żaden zdrowy na umyśle człowiek. Pierwszym, co nasunęło się na myśl Gotranda był przytułek... ale który sierociniec przyjmie krwiopijcę? Kto by się chciał nim zaopiekować?
    - I co teraz? - Laskolnyk ubrał w słowa to, co obaj mieli na myśli.
    Katya patrzyła na nich wyczekująco. Gotrand westchnął.
    - Zostanie ze mną - zdecydował. - Przynajmniej na jakiś czas. Teraz to musimy się zająć tym trupem w alejce...

         Laskolnyk wyszedł z katedry i westchnął głęboko. Nie lubił pogrzebów, nawet jeśli widok kilkunastu łowców czarownic na świetlańskim cmentarzu był wydarzeniem godnym uwiecznienia na obrazie. W ręku nadal trzymał kapelusz lidera Korpusu i swojego przyjaciela. Ten pogrzeb był szczególnie ciężki.
    Rozejrzał się w poszukiwaniu Katyi. W końcu zorientował się, że patrzył za wysoko - kobieta siedziała na schodach kościoła, oplatając rękoma kolana. Jasny warkocz na plecach odcinał się od czarnego płaszcza. Łowcy było jej żal. Był pewien, że przeczekała tutaj całą ceremonię. Kapłan Świetlistej zgodził się na wpuszczenie na teren kościoła członków Korpusu przez wzgląd na fakt, że Gotrand był wierzącym, ale jego własnej córce zakazał wstępu, bo była ,,bezdusznym krwiopijcą”. Cholerny, nieczuły drań.
    Bez namysłu usiadł obok niej i położył jej rękę na plecach w pokrzepiającym geście. Nawet na niego nie spojrzała. Wzrok utkwiła gdzieś w bruku przed sobą. Z okazji pogrzebu Gotranda ubrała się tak, jak prawdziwej łowczyni czarownic przystało: czerń i matowe srebro, a do pasa przytroczyła swój rapier, broń wyjątkowo ,,babską”, ale w jej dłoni zabójczo skuteczną. Nie miała tylko kapelusza z długim piórem, ale nie było to dla niej problemem. Południowe słońce wcale jej nie przeszkadzało, wbrew oczekiwaniom ludzi spodziewających się ujrzeć płonącego wampira. Spostrzeżenie, że Katya była wampirzycą tylko po jednym z rodziców (prawdopodobnie ojcu) nie zajęło Gotrandowi długo. Mimo to, dla uprzedzonych ludzi była po prostu krwiopijcą, nieważne, ile pierwiastka ludzkiego miała w genach.
    - Już po wszystkim? - spytała cicho. Nie płakała, nawet teraz, gdy jej przybranego ojca przykryła warstwa ziemi. Laskolnyk nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widział jak płacze, poza tą nocą, gdy znalazł ją w bocznej alejce obok zagryzionego zboczeńca. Od tamtej pory minęło tak wiele czasu, że w twarzy wychowanki Gotranda nie widział już tego zapłakanego dziecka. Była piękną, młodą kobietą, tak niepodobną do obszarpanej ulicznicy. Pewnie nie dałoby się od niej oderwać wzroku, gdyby nie krwiście czerwone oczy i długie kły. No i nazwisko lidera Korpusu Łowców Czarownic. Nikt nie chciałby mieć na pieńku z Gotrandem.
    - Tak - odpowiedział Laskolnyk. - Kiedyś dorwę tego sukinsyna i żadna Świetlista mu wtedy nie pomoże.
    Kat uśmiechnęła się lekko.
    - Jeszcze tego by Korpusowi do reputacji brakowało - powiedziała. - ,,Nowowybrany lider łowców czarownic napada na kapłanów Świetlistej”...
    - Skoro już jestem dowódcą, to chyba mogę oficjalnie wypowiedzieć im wojnę - mężczyzna parsknął śmiechem.
    Zapadła chwila ciszy. Względnej, bo przerywanej odgłosami ulicy. Co jakiś czas mijali ich inni łowcy. Prawie każdy z nich zatrzymał się, by złożyć Katyi wyrazy współczucia. Siliła się na uśmiech i dziękowała każdemu za obecność na pogrzebie. Ostatni był młody Phil Walter, z którym wampirzyca często ćwiczyła walkę mieczem. Wśród łowców czarownic trudno było o partnera do sparingu szermierczego, nic więc dziwnego, że ta dwójka się zaprzyjaźniła. Gdy i Walter ruszył w dół ulicy, Laskolnyk podniósł leżący obok niego kapelusz Gotranda. Otrzepał go, przyglądając się mu krytycznie.
    - Ma swoje lata - stwierdził, zwracając na siebie uwagę Katyi. - Ale nadal może posłużyć - po tych słowach podał go kobiecie.
    Czerwonooka przyglądała się przez chwilę nakryciu głowy, po czym spojrzała pytająco na Laskolnyka.
    - Chciał, żebyś go nosiła - dodał. - I rozkazał mi jasno, że jeśli on nie zdąży cię ubrać w mundur łowczyni, ja mam to zrobić.
    - To znaczy...? - twarz Katyi rozjaśnił uśmiech, gdy powoli docierało do niej znaczenie tego gestu.
    - Korpus się zawali bez chociaż jednego Gotranda na pokładzie - mężczyzna także się uśmiechnął. - Możesz być krwiopijcą, ale póki reprezentujesz sobą wszystko, za co ceniliśmy twojego ojca, to nie ma znaczenia. Wiem, że dasz sobie radę dzieciaku.
    Kat wzięła do rąk czarny kapelusz, przeciągając między palcami białe pióro. Większość łowców zdobiła kapelusze czarnymi. Tylko Gotrand z jakiegoś powodu nosił inne. Do jego córki pasowało jeszcze bardziej.
    Po raz pierwszy od śmierci ojca jej twarz rozjaśnił szeroki, szczery uśmiech. Wstała, założyła na głowę kapelusz i wyprostowała się dumnie.
    - Nie zawiodę - obiecała z chyba największą pewnością w całym swoim życiu. - A jeśli jednak do tego dojdzie, to możesz przestać mówić do mnie ,,Gotrand”.


Relacje z innymi postaciami
     Katya Gotrand wśród łowców czarownic zdążyła już zdobyć sporo sławy, jednakże w inny sposób, niż możnaby się spodziewać. O ile fortheimczycy w większości kojarzą ją jako jedynego nie-człowieka w Korpusie, jego starsi członkowie nadal widzą w niej rozbrykanego małolata, który wszystkich zapewniał, że kiedyś zostanie prawdziwym łowcą tak jak tata. Odgryzło jej się to mocno - Laskolnyk i paru innych nadal nazywa ją per ,,młoda” lub ,,dziecko”, czego młodsi rekruci w ogóle nie rozumieją, podciągając to pod faworyzowanie. Dzięki nazwisku nigdy nie spotkała się z otwartą wrogością w obrębie Korpusu, ale poza tym jednym fakt bycia Gotrandem bardziej ją uwiera niż cieszy. Po oficjalnym przyjęciu do łowców, musiała sobie wypracować reputację, żeby utrzeć nosa wszystkim uważającym ją tylko za ,,pupilka dowództwa”, który wszystko dostaje na srebrnej tacy.
Mimo rzucanych czasem za jej plecami złośliwości, nie da się ukryć, że przysłużyła się miastu jako łowczyni. Pełni służbę od prawie dekady i nigdy nie zaniedbała swoich obowiązków. Stara się wykorzystywać swoją ,,wampirzą połowę” jako atut, co działa wyśmienicie. Mawia się, że Gotrand potrafi stawić czoła wszystkiemu i jest w tym sporo racji - żadne wezwanie nie wydaje się jej zbyt niebezpieczne.
O prawdziwych rodzicach Katyi nie wiadomo nic. Gotrand i Laskolnyk doszli do wniosku, że jej biologiczny ojciec był wampirem, a matka człowiekiem, bo wampirzyce miewają dzieci rzadziej niż księżyc zaćmienie. Prawdopodobnym scenariuszem wydawało się to, że matkę Kat uwiódł wampir, po czym kobieta (zapewne ze strachu) porzuciła małego mieszańca. Czerwonooka nie czuje żadnej potrzeby odkrycia tożsamości swoich prawdziwych rodziców. Jej ojciec mógł być wampirem, ale jej tatą był łowcą czarownic z Fortheimu, który zmarł jako ofiara epidemii brunatnej ospy. I taką wersję wydarzeń podaje odruchowo, zawsze wymawiając imię Remusa Gotranda z największym szacunkiem.
Fortheimczycy z reguły nie traktują jej od razu wrogo (tylko ci najbardziej uprzedzeni i kapłani), a wśród łowców czuje się jak wśród swoich. Nic dziwnego, że to tam znalazła przyjaciół. Nikomu nie umknęło, iż najlepiej z pół wampirzycą dogadują się Laskolnyk i Walter - pierwszy z oczywistych powodów, drugi natomiast nie miał w całym Korpusie lepszego partnera sparingowego od niewiele starszej Katyi. Dwójka odmieńców dogadywała się ze sobą tak dobrze, że szybko rozeszła się plotka, jakoby między nimi było coś więcej. Phil raz otwarcie wyśmiał podobny scenariusz, Kat zresztą też do niego dołączyła, co wystarczyło pytającemu za odpowiedź. Niemniej kobieta faktycznie ma na oku pewnego jasnookiego blondyna, ale, ironicznie, to Licho byłby dla niej o wiele bardziej realną opcją. Kilka razy zdarzyło jej się trafić na Iosfáhara, zupełnym przypadkiem. Raz zamieniła z nim parę słów i, co tu więcej ukrywać, po prostu ją urzekł. W życiu nie posądziłaby samej siebie o słabość do rycerzy. Swoje zainteresowanie tłumaczy sobie szczeniacką fascynacją, spowodowaną przyzwyczajeniem się do obecności łowców. Sanctekryta był prawie przeciwieństwem mężczyzn, jakich znała, więc logicznie przykuł jej uwagę. Dlatego właśnie traktuje to jako przejściowe zauroczenie.

Inne
  •      Geny Katyi to dosyć poplątana sprawa. Mówiąc w wielkim skrócie, ma większość cech typowego wampira i tylko kilku z nich jej brakuje. Najbardziej pożyteczny chyba jest fakt, że jej skóra nie płonie w świetle słonecznym (chociaż kobieta i tak nie przepada za odsłanianiem wrażliwej skóry) i nie posiada jadu zdolnego zmienić ugryzionego człowieka w krwiopijcę, ale w wielu innych przypadkach natura była dla niej wyjątkowo złośliwa. Ma silne uczulenie na czosnek, nawet jego zapach sprawia, iż zaczyna się lekko dusić. Nie może się też przeglądać w żadnym istniejącym lustrze, nawet w tafli wody, przez co nie nosi żadnego makijażu, dopóki ktoś jej go nie zrobi, a łowczyni czarownic nie powinna marnować czasu na wizyty u kosmetyczki. Co jednak najgorsze, podobnie do pełnokrwistego wampira musi odżywiać się krwią. Ludzkie pożywienie nie jest w stanie zaspokoić jej głodu. Ponadto od nawet najlepszych dań zaczyna ją mdlić.
  •     Od pamiętnego wieczoru, gdy po raz pierwszy sama zagryzła człowieka (w akcie samoobrony, ale to nadal morderstwo), Kat brzydzi się ludzkiej krwi. Ironiczne i dosyć nieszczęśliwe, biorąc pod uwagę to, że byłaby w stanie ją nasycić na dłuższy czas niż świńska jucha, w którą się zaopatruje u znajomego rzeźnika. To zupełnie sprzeczne z jej naturą, która mimo wysiłków dalej daje się łowczyni we znaki: jest w stanie wyczuć woń nawet starej ludzkiej krwi, a świeża może do niej dotrzeć nawet ze sporych odległości. Na szczęście lata samokontroli zrobiły swoje i już od dawna nie odchodzi od zmysłów w pobliżu infirmerii.
  •     Nigdy nie je przy ludziach. Wydaje się to dosyć oczywiste, jak się tak dłużej zastanowić. Picie świńskiej krwi przy stole jedzącym ludziom mogłoby się wydać co najmniej niesmaczne.
  •      Katya, chociaż bywa bardziej ludzka od sporej ilości osób, nadal ma w sobie instynkty drapieżnika, nad którymi uczyła się panować pod okiem Gotranda. Był to jedyny warunek jaki musiała spełnić, jeśli chciała w przyszłości dołączyć do Korpusu. Pół wampirzyca nauczyła się przede wszystkim panować nad swoim głodem (ojciec wyraźnie zakazał jej odmawiania sobie krwi tylko dlatego, że nie chce skrzywdzić człowieka i sam zaznajomił ją z rzeźnikami w mieście), a potem już pod okiem Laskolnyka przekuła nadnaturalne zdolności w atut. Jest o wiele szybsza i bardziej wytrzymała od normalnego człowieka, ma też o wiele krótszy czas reakcji, co czyni z niej dobrą łowczynię czarownic.
  •     W swoim arsenale posiada rapier i prosty pistolet. Wybór broni białej mógłby się wydawać dziwny, w końcu te cienkie, wydawałoby się wręcz delikatne ostrza nie bez powodu uznawane są za broń kobiecą lub czysto pojedynkową. Jednakże w ręku wampira (nawet i połowicznego), poruszającego się szybciej od ludzi i polegającego bardziej na elastyczności niż sile, to całkiem dobry wybór. Nie musisz ciąć głęboko, jeśli tniesz wystarczająco często.
  •     Na pierwszy rzut oka tego nie widać, ale blondynka jest dobrze wygimnastykowana. To jedyna cecha fizyczna jaką musiała sobie sama wypracować i opłaciło się jej rozciągać do bólu... nawet jeśli początkowo pomagało jej to głównie we wchodzeniu na zabroniony teren i chowaniu się przed dorosłymi w ciasnych przestrzeniach. Teraz za to te umiejętności ładnie komponują się ze zdolnościami tanecznymi, nie wspominając już o tym, że żadnemu łowcy czarownic nie zaszkodzi być gibkim jak kot.
  • Zdarza jej się czasem syczeć, z niezadowolenia, gniewu lub w ,,odruchu obronnym". Nie po ludzku przez zęby, tylko jak zwierzę. Jest to dźwięk tak dziwny i niespodziewany, iż większość obcych odruchowo się od Kat odsuwa, gdy słyszy go po raz pierwszy. Z reguły jest to zupełnie niepotrzebne. Bardzo łatwo ocenić, kiedy Katya syczy ze zwyczajnego kaprysu, a kiedy na ciebie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz