,,Na tyłach Srebrnego Łabędzia w południe." Tyle Revan był w stanie zrozumieć ze znalezionej rano wiadomości, poza oczywistym faktem, że ktoś niezwłocznie potrzebował pomocy Nocnego Prześladowcy.
Kartka była ledwo czytelna w kwestii dosłownej oraz samej treści. Brakowało na niej wielu istotnych informacji, jak choćby podpisu nadawcy. Wielu klientów Szarego tak robiło - nie podawali w listach jakichkolwiek szczegółów w całkiem uzasadnionej obawie przed ludźmi, w których ręce trafią ich prośby. Konkretów Revan z reguły dowiadywał się osobiście i wtedy też decydował się, czy sprawa jest godna jego uwagi. Niestety, dosyć często okazywało się, że całe spotkanie było stratą czasu. O ile Re doskonale rozumiał i szanował ostrożność potencjalnego zleceniodawcy, o tyle czasami wolałby od razu wiedzieć, czy opłaca mu się fatygować z przychodzeniem w umówione miejsce.
Podobnie do większości wiadomości, na tej podana była tylko godzina i miejsce. Po braku daty i niechlujnym, wyraźnie pospiesznym piśmie Poursuivant wywnioskował, że ktoś chce się z nim widzieć tego samego dnia, w którym kartka trafiła pod drzwi. Szary przeczytał ją po raz ostatni, po czym zmiął dwa razy i wsunął do kieszeni. Sprawa wyglądała na pilną, ale to jeszcze o niczym nie świadczyło. Oda miauknęła głośno.
- Czeka nas wycieczka do Rubinów - odpowiedział jej cicho Revan.
Dosłownie chwilę później wstała Shi, całkowicie nieświadoma planów Szarego. Mężczyzna nie zamierzał zmieniać takiego stanu rzeczy. Nie zrozumcie go źle, nie chciał Cichej oszukiwać. Już dawno postanowił, że jeśli go zapyta, co będzie dzisiaj robił, to odpowie zgodnie z prawdą. Póki jednak nie ciekawiły jej interesy Nocnego Prześladowcy, wolał trzymać ją od nich z daleka. Dlatego spędził z nią cały ranek, a gdy wyszła do pracy, udał się okrężną drogą do Rubinów, z Odą na ramieniu.
Najbogatsza dzielnica miasta - zwana także dzielnicą fortheimskiej kultury - znajdowała się ,,blisko" centrum, czyli z jednej strony z daleka od smrodu doków, z drugiej w bezpiecznej odległości od głównego rynku i najbardziej ruchliwej ulicy, ciągnącej się od Bramy Królowej. Okolica była tak spokojna, że wydawała się odstraszać wszelkich mąciwodów od psucia atmosfery. Szary odwiedzając ją zawsze miał wrażenie, jakby przechodził przez jakąś granicę, za którą toczyło się zupełnie inne życie. Mijał grupy młodzieży w mundurkach Akademii Myśli Technicznej i leżącej niedaleko szkoły artystycznej, korzystające z przerwy między lekcjami. Na kwadratowym skwerku przed domem aukcyjnym rodziny Klermontów młoda kobieta z mandoliną umilała czas słuchaczom w różnym wieku. Kilku chłopców pod okiem starego ogrodnika podlewało kwiaty w donicach, chcąc zdążyć przed najgorętszą porą dnia. Raz obok Szarego przejechał strażnik na koniu - poruszał się stępem, leniwie patrolując okolicę, jakby także nie chciał zaburzać wszechobecnego spokoju. Słońce powoli sięgało zenitu i Revan już czuł na karku, że zapowiada się upalne popołudnie. Ratunek oferowały wąskie cienie rzucane przez kilkupiętrowe budynki (najwyższe w obrębie sąsiednich dzielnic) pokryte słynną wśród turystów czerwoną dachówką, której ,,Rubiny" zawdzięczały swoją potoczną nazwę. Nawet najmłodsza konstrukcja, kościół Świetlistej Pani, utrzymana została w zgodzie z sąsiedztwem, wbrew tradycji nakazującej, by wszystkie świątynie tego wyznania były w całości białe, łącznie z dachem.
W końcu Prześladowca dotarł do Srebrnego Łabędzia - największego teatru w Fortheimie i na całym avrilskim wybrzeżu. Zatrzymał się na chwilę przed ogromnymi wrotami, teraz otwartymi na oścież, i zastanowił się nad ironią tej sytuacji. Nie tak dawno temu zastanawiał się nad wyjściem do teatru. Gdyby się na to zdecydował, zapewne ostatecznie wybrałby jakiś tańszy (na przykład Baronetkę niedaleko Bramy Tancerzy), ale nie mógł przestać myśleć o odwiedzeniu Srebrnego Łabędzia. Może kiedyś, pomyślał i ruszył w stronę wąskiej alejki prowadzącej na tyły fortheimskiej katedry sztuki.
Zanim dobrze zagłębił się w zaułek, przykucnął i puścił przodem Odę. Szczurzyca ruszyła biegiem do końca uliczki i zniknęła za rogiem. Szary czekał cierpliwie aż zbada teren. Zawsze tak robili. Oda była jego niezastąpioną wspólniczką w zbrodni (Thalia do pewnych zadań się nie nadawała). A przynajmniej w fazie bardzo wczesnoprzygotowawczej każdej zbrodni. Była idealnym zwiadowcą. W mieście nikt nie zwracał uwagi na węszącego szczura lub dachowca, a już na pewno nikt nie spodziewał się, że zwierzak może komuś zdać raport z tego, co widział. Revan wyciągnął naukę ze swoich błędów i nie zamierzał dać się podejść. Zdawał sobie sprawę, iż udając się na spotkanie mając tylko anonimowy list wystawiał się na najprostszą do przygotowania zasadzkę. Co prawda straż miejska nadal nie miała na niego absolutnie nic. Ba, niektóre jego morderstwa prawdopodobnie nie zostały uznane za popełnione przez jednego człowieka. Nie martwił się więc zbytnio, że ktoś naśle za nim cały oddział jak dziesięć lat temu w Dal-Virii. Bardziej obawiał się kolejnego spotkania z Pomocną Dłonią - jakiś ich rekruter dowiedział się o działalności Nocnego Prześladowcy i od tamtej pory podrzucił Re już kilka fałszywych listów, by wyciągnąć go na rozmowę. Irytacja Szarego sięgnęła takiego stopnia, że nauczył Odę rozpoznawać nie tylko ludzi uzbrojonych, ale także zapach każdego znanego mu członka Pomocnej Dłoni.
Szczurzyca wróciła po kilku minutach, całkowicie spokojna. Usiadła na tylnych łapkach, domagając się powrotu na ramię. Mężczyzna pogładził jej łebek palcem.
- Zaszyj się gdzieś i czekaj - polecił, wstał i ruszył na spotkanie z nadawcą wiadomości.
Pomimo braku ostrzegawczych sygnałów od Ody, najpierw wyjrzał za róg. Na starej skrzyni pod ścianą siedziała kobieta, na oko dwudziestoletnia. Jasne włosy miała upięte w kok, a jej twarz pokrywał misterny makijaż w błękitne wzory. Była to pewnie część charakteryzacji. Revan przypomniał sobie otwarte drzwi teatru i domyślił się, że najpewniej dzisiaj trwały jakieś przedstawienia. Kobieta poza makijażem miała też na sobie część kostiumu: jasno niebieską sukienkę sięgającą kolan, wyglądającą na spodnią warstwę o wiele bardziej skomplikowanego ubioru. Nie zauważyła Revana nawet gdy ten podszedł bliżej - była zaabsorbowana masowaniem bosej stopy. Bardzo obolałej, wnioskując po wciąganym przez zaciśnięte zęby powietrzu. Szary odchrząknął. Tancerka wyprostowała się gwałtownie i spojrzała na niego jasnymi oczami. Na moment zapadła niezręczna cisza. Re podszedł więc jeszcze jeden krok, spojrzał na zdeformowane palce dziewczyny i syknął boleśnie.
- Nie wygląda to dobrze - skomentował, chcąc jakoś zagaić do rozmowy. Dziewczyna niepewnie wzruszyła ramionami.
- Taki zawód - odpowiedziała.
- Coś o tym wiem - Poursuivant wyciągnął z kieszeni zmięty list i podał go tancerce. - Z tym, że moje odciski są bardziej przysłowiowe.
Blondynka przebiegła wzrokiem po kartce, po czym wciągnęła szybko powietrze.
- Jednak pan przyszedł! - spojrzała na Szarego jakby nagle wstąpiła w nią nowa energia. - Bałam się, że list za późno do pana dotrze. Chciałabym... to załatwić dzisiaj.
- Nic jeszcze nie zdecydowałem - Revan oparł się o ścianę naprzeciwko niej. Spojrzał w stronę drugiego wylotu zaułka. - Swoją drogą, nikt ci nie mówił, że takie miejsca są okropne do prowadzenia szemranych interesów? Wyglądalibyśmy mniej podejrzanie rozmawiając na ulicy jak normalni ludzie.
Dziewczyna zmieszała się odrobinę.
- Nie miałam lepszej opcji - tłumaczyła się, mnąc skraj spódnicy. - Ani wcześniej ani później nie mielibyśmy czasu porozmawiać. Dzisiaj cały dzień pracuję, następna seria występów zaczyna się za godzinę.
- ,,Seria"?
- Madam Silvestri chciała zmieścić sześć występów w jednym dniu. To oznacza trzy przedstawienia przed południem i trzy po. Między nimi mogę odpocząć tylko tyle, ile widowni zajmie opuszczenie sali.
Prześladowca skrzywił się pod bandaną. Nigdy nie grał w żadnej sztuce, nie wspominając nawet wieloaktowych sztuk tanecznych - popularny na wybrzeżu Avrilu format sprowadzony przez wędrowne trupy teatralne z Noveiru. W życiu widział tylko dwa takie występy, z czego jeden trwał prawie dwie godziny. Później dowiedział się, że to typowa długość dla takich spektakli. Wystawianie kilku pod rząd musiało być wycieńczające. Spojrzał w górę, jakby chciał zmierzyć podejrzliwym wzrokiem Srebrnego Łabędzia.
- Zawsze was tak zamęczają? - zapytał.
- Tylko Silvestri - tancerka spuściła wzrok. - To właśnie z jej powodu... pan tu jest.
Mężczyzna zmrużył oczy.
- Opowiedz mi o niej - poprosił. - Czym sobie zasłużyła na odwiedziny płatnego mordercy?
Drugie zdanie wyraźnie dziewczyną poruszyło. I dobrze - to oznaczało, że Szary rozmawiał z kimś świadomym tego, że właśnie bierze sporą część odpowiedzialności za czyjąś śmierć. W końcu Revan w tym wszystkim był tylko narzędziem. Kobieta przełknęła ślinę i zaczęła mówić:
- Madam Silvestri jest jedną z najlepszych choreografek i nauczycielek tańca w Frotheimie. Mawia się, że bez jej skinienia żaden aspirujący tancerz nie stanie na wielkiej scenie. Ta kobieta ma obsesję na punkcie perfekcji. Nie liczy się z żadnymi niedoskonałościami i zaciekle tępi za błędy. W jej sztuce masz chodzić jak w zegarku, bo jak nie...
Urwała na moment. Spojrzała niepewnie na czekającego na więcej Revana, przygryzła wargę, po czym powoli podwinęła długi rękaw sukienki, odsłaniając siną, pożółkłą na krawędziach pręgę. Wyżej Szary dostrzegł także fragment starszego siniaka.
- Pejcz - wyjaśniła krótko dziewczyna i zakryła od razu przedramię, jakby sadystyczna nauczycielka miała zaraz wyjść zza rogu.
Oczywiście, pomyślał Re. Wszystkie moje ostatnie zlecenia stoją pod znakiem pejcza.
- To nie najgorsze, co mi zrobiła - w głosie klientki zabrzmiały oznaki stłumionego gniewu. - Zaczyna od łamania uczniów psychicznie. Subtelnie, tak, że nawet sobie nie zdają sprawy, że ona nimi manipuluje. Wyrabia ich tak, by nie odważyli się powiedzieć na nią żadnego złego słowa. Mówi o tym, ilu to ludzi dzięki niej stało się świetnymi tancerzami, równocześnie obiecując i grożąc, że nasza kariera jest w jej rękach. Dopiero na trzecim czy czwartym roku nauki stopniowo zmuszała nas do coraz cięższych treningów. Najgorzej mieli ci, w których widziała ,,największy potencjał". Zmuszała mnie do ćwiczenia ponad siły. Groziła, że jak się nie przyłożę, to połamie mi stopy, by kości zrosły się w lepszy kształt. Większość nie wytrzymuje i odchodzi z grupy. Czasem... czasem niektórzy nie mogą znieść tego stresu i decydują się na coś jeszcze gorszego. Ale jej nigdy nie ruszyły takie wieści. Moi rodzice do dzisiaj robią do niej maślane oczy, bo przecież pomogła córeczce zostać wschodzącą gwiazdą. A ja aż do dzisiaj bałam się komuś powiedzieć jaka jest prawda o nauce u Silvestri.
Revan opowiedział dopiero po chwili:
- I ze wszystkich ludzi mówisz o tym właśnie mnie?
Tancerka spojrzała mu w oczy - człowiekowi, którego poznała zaledwie kilka minut temu, na dodatek zawodowemu mordercy. Sięgnęła do ziemi po coś, czego Szary do tej pory nie zauważył. Gdy wyciągnęła zwiniętą chustkę przed siebie na otwartej dłoni, usłyszał brzęk monet.
- To potwór w ludzkiej skórze - w głosie kobiety nie było już słychać ani grama niepewności. Zastąpiła ją ponura determinacja. - Wiem, z kim rozmawiam i podjęłam decyzję wtedy, gdy napisałam do ciebie ten list. Ona nie może już skrzywdzić nikogo więcej.
Revan zastanowił się jeszcze chwilę. Nie lubił dręczycieli. Sam w młodości miał nieprzyjemność u jednego się uczyć. Nie był tak okropny jak Silvestri, ale rozumiał, przez co siedząca przed nim dziewczyna przeszła. I nie tylko ona - za ścianą na scenie siedzieli jej przyjaciele. Pewnie także masowali trwale skrzywione od ciasnych butów stopy i chowali sińce pod kostiumami, a może i makijażem. Ich kariera już według statystyk miała być krótka, a z tą tyranką u władzy skończy się jeszcze szybciej.
W końcu Re zamknął oczy i westchnął.
- Zatrzymaj pieniądze - powiedział. Widząc malujący się na twarzy klientki zawód dodał szybko: - Zrobienie przysługi społeczeństwu to nagroda sama w sobie.
Tancerka odetchnęła głęboko i zamrugała kilka razy, najwyraźniej powstrzymując cisnące się do oczu łzy. Szary nie był pewien, czy chciało jej się płakać ze szczęścia czy z żalu. Biorąc pod uwagę to, że równocześnie wydawała się zdeterminowana zemścić za siebie i innych oraz zbyt delikatna na takie decyzje, mogła to być mieszana reakcja. Niezależnie od tego, to wyznanie musiało ją wiele kosztować.
- Powiedz mi jeszcze - zaczął szybko mężczyzna, zanim kobieta skleciła jakąś sensowną odpowiedź - skąd ten pośpiech? - Dlaczego chciałaś się ze mną widzieć akurat dzisiaj, gdy jesteś najbardziej zajęta?
- Przez bankiet - odparła od razu. Re uniósł pytająco brew. - Facet, który mi o tobie powiedział dodał, że... ,,lubisz" działać w trakcie głośnych wydarzeń. Że to twoja specjalność.
- Jaki facet? - zaciekawił się mężczyzna.
- A bo ja wiem... normalny taki. Dziesięciu takich na ulicy mijam. Wiesz, o co mi chodzi - dziewczyna wcisnęła głowę w ramiona i znowu zaczęła miąć krawędź spódnicy. - Po prostu pomyślałam, że chciałbyś wiedzieć o tym przyjęciu.
- I dobrze pomyślałaś - zgodził się Revan. - Kiedy?
- Dziś wieczorem, po ostatnim przedstawieniu. Teatr ma specjalną salę bankietową. Wpuszczają tylko na zaproszenie, ale gdyby udało ci się dostać do środka jeszcze przed głównymi przygotowaniami, mógłbyś poczekać, aż wpuszczą gości i wmieszać się w tłum. Pilnują tylko wchodzących na przyjęcie, na wychodzących nie zwracają uwagi.
- No proszę. Długo to planowałaś?
Na ustach dziewczyna pojawił się ślad dobrze Szaremu znanego uśmiechu kombinatorki.
- To nie pierwszy raz, gdy pomagam komuś wprosić się na przyjęcie bez zaproszenia - przyznała się.
Re skinął ze zrozumieniem głową i odepchnął się od ściany.
- Dobra, teraz już wiem wystarczająco - podsumował. - Spróbuję wykorzystać ten wieczór. Nie mogę zapewnić, że mi się uda. Jeśli nie, od jutra będę szukać następnej okazji. W każdym razie, kariera madam Silvestri wkrótce się skończy. To jedno ci mogę obiecać.
Tancerka uśmiechnęła się słabo.
- Dziękuję, panie Prześladowco.
- Nie ma za co - odpowiedział (zgodnie z prawdą, niezależnie od punktu widzenia) Poursuivant ruszając w stronę ulicy. - Taki zawód - rzucił przez ramię na odchodnym.
Śmierć madam Silvestri nie była tak szybka, jakby sobie Szary życzył. Okoliczności jednak sprzyjały tej metodzie i głupotą było z niej nie skorzystać.
Sprawnie podszedł starszą o przynajmniej dekadę kobietę od tyłu. Zasłonił jej usta lewą dłonią i - zanim zdążyła choćby zrozumieć, co się dzieje - głęboko rozciął jej szyję, z zamiarem śmiertelnego uszkodzenia krtani. Sekundę później chwycił ją ramieniem w talii, odciągając do Silvestri od balustrady balkonu, aż dotknął plecami ściany obok drzwi. Gdy wyczuł, że kobieta zaczyna się krztusić, cofnął zakrywającą usta dłoń. Nie chciał ubrudzić się wypluwaną, tudzież tryskającą jeszcze z rany krwią. Dlatego zmienił chwyt, trzymając ją pod pachami przed sobą. Tymczasem przerażona Silvestri bezskutecznie próbowała zatamować krwotok zaciskając palce na szyi. Jej białe rękawiczki od razu przesiąkły czerwienią, jucha ściekała na balową suknię.
Śmierć w spazmach, plując krwią w walce o kolejny oddech, zdecydowanie nie był godnym końcem dla dumnej, szanowanej kobiety. Można by wręcz rzec, iż był to koniec upokarzający. Revan tylko westchnął, powoli opuszczając Silvestri na kamienną posadzkę obok drzwi. Gdy oparł ją o ścianę i cofnął się o krok, by cierpliwie doczekać nieuniknionego, nauczycielka tańca utkwiła w nim lodowato ostry wzrok. Opuściła dłonie słabnąc. Na jej twarzy malowała się wściekłość, zapewne spowodowana faktem, że jej morderca przez cały czas bez skrupułów patrzył jej w oczy gdy powoli ulatywało z niej życie. Szary nie mógł jej winić za to nieporozumienie - w takiej sytuacji przez głowę by jej nie przeszło, że mężczyzna patrzył jej w oczy z innego powodu niż z bezczelności. Re nie był bezczelny z natury. Potrzebował tylko ocenić, czy kobieta jeszcze żyje. Nie jego wina, że po oczach dało się to zrobić najprościej.
Niedługo potem Silvestri zmarła, częściowo z utraty krwi, częściowo z - ironicznie - obecności owej krwi w płucach. Jej wzrok stał się pusty. Poursuivant dokładnie sprawdził bicie serca (ostrożnie, by nie ubabrać się krwią) i, stwierdzając jego brak, przystąpił do trzeciego aktu swojego planu: upozorowania samobójstwa.
Najpierw wrócił do środka. Znajdował się na trzecim piętrze teatru w prywatnym saloniku z balkonem. Pomieszczenie przygotowane było do kameralnych spotkań. Były tam dwie kanapy obite suknem, niski stolik, kominek z zielonego marmuru i gablotki zawierające kryształowe karafki na wino oraz równie drogie kieliszki. Z obrazów na ścianach Revana osądzały spojrzenia ponurych aktorów i tancerzy.
Podszedł do podwójnych białych drzwi i sprawdził, czy za klamkami nadal tkwił jego nadziak. Nie słyszał ostrzegawczego brzęku stalowej igły spadającej na podłogę, więc chyba nikt nie próbował się dostać do saloniku gdy zabił Silvestri. I miał rację - nadziak nadal był tam, gdzie go zostawił wkradając się do pokoju za swoim celem. Revan sięgnął po swoją własność i wtedy zorientował się, że jednak ubrudził palce krwią. Zaklął w myślach, od razu zsuwając z dłoni splamione rękawiczki, zanim nieopatrznie zostawiłby gdzieś ślady. Potem wywrócił je na drugą stronę i wcisnął do wewnętrznej kieszeni kaftana. Schował nadziak z powrotem do rękawa, po czym zdjętym z zasłony sznurem związał ze sobą klamki. Robiąc to pamiętał, że węzeł miał wyglądać na robotę czterdziestoparoletniej nauczycielki tańca, a nie człowieka, który spędził kilka lat na statku pirackim.
Drzwi zostały zabarykadowane. Teraz potrzebny był ostatni rzut oka na domniemaną samobójczynię.
Revan nie bez powodu ściągnął ją na balkon. Stojąc na nim nie dało się dostrzec drzwi w salonie, nawet stojąc przodem do niego. Dało to Nocnemu Prześladowcy możliwość wejścia niezauważonym i zaskoczenie ofiary. Ponieważ czekała cierpliwie przy balustradzie, skorzystał od razu z okazji. Sceptyk zarzuciłby mu, że ktoś z zewnątrz mógłby ich zobaczyć lub usłyszeć. Revan odpowiedziałby mu sceptykowi, iż nie pamięta, kiedy ostatnio widział kogoś wysokiego na trzy piętra. Dodatkowo Srebrny Łabędź górował nad okolicą - nawet z sąsiednich budynków nie dało się dostrzec, co się dzieje w za balustradą. Z usłyszeniem był większy problem. Tu Re po prostu postawił na łut szczęścia, licząc, że ulicą nie będzie akurat szedł ktoś zdolny rozróżnić wątły odgłos szamotaniny od hałasu trwającego niżej przyjęcia.
Był bardziej przygotowany na to, iż Silvestri wróci do środka. Gdyby to usłyszał, zaczaiłby się na nią i dokonał tego samego, co zrobił na balkonie. Ona jednak cały czas czekała dokładnie w umówionym miejscu na Fido: debiutującego aktora, który oczywiście nie był obecny na bankiecie. O jego istnieniu Poursuivant dowiedział się właściwie przypadkiem, bo dwa razy młodszy kochanek Silvestri był gorącym tematem plotek wśród jej uczniów. Trudniejsze było wykorzystanie go jako przynęty. Gdy Revan (po ryzykownej decyzji o zdjęciu bandany) zaczepił kobietę na przyjęciu, na początku nie chciała z nim zamienić nawet słowa. Potem jednak podał się za znajomego Fido i momentalnie zmieniła nastawienie. Uważnie wysłuchała, jak Szary przyciszonym głosem wyjaśniał, że aktor chciał się z nią zobaczyć na osobności i prosił, aby poczekała na niego na balkonie o umówionej porze, a potem faktycznie opuściła ukradkiem salę. Prześladowca ruszył za nią jak cień.
Tak oto Silvestri wpadła w przygotowaną z godzinnym wyprzedzeniem pułapkę. Obok niej Szary porzucił zakrwawiony kuchenny nóż, który zwinął z bankietowego stołu. Osobiście wolałby wykorzystać swój własny, jakby nie było przygotowany do tej roli, ale oszukanie znalazców ciała wymagało zostawienia narzędzia zbrodni. Kuchenny nóż w posiadaniu Silvestri był bardziej wiarygodny od prawdziwego oręża. Swojego Revan nie zamierzał od tak porzucać.
Prześladowcy pozostało już tylko zamknąć drzwi na balkon i opuścić go w inny sposób. Wyjrzał przez balustradę do pokoju obok. Zanim wywabił nauczycielkę tańca z przyjęcia, zostawił sobie drogę ucieczki w postaci otwartego okna w pustym gabinecie. Upewnił się, czy w pomieszczeniu nadal nikogo nie było - wpadnięcie na kogoś przez przypadek na ostatniej prostej byłoby upokarzające - po czym ostrożnie przeszedł półtora metra po kamiennym gzymsie.
Gdy zszedł z parapetu w gabinecie i zamknął za sobą okno, jego dzieło było gotowe. Zakończył się ostatni akt przedstawienia, jakim była śmierć madam Silvestri. Jego anonimowy reżyser nie był przekonany co do stuprocentowej skuteczności oszustwa, w końcu rozwiązanie zagadki wydawało mu się trywialne. Grunt, by wszystko na pierwszy rzut oka wyglądało tak, jakby nauczycielka tańca zamknęła się w pokoju i nieudolnie odebrała sobie życie.
Ostatni występ tyranki. Zbrodnia doskonała, zaaranżowana tak cudownie, że Revan zrobił się podejrzliwy jeszcze zanim opuścił teatr.
Dziwnie było wracać wieczorem do domu wiedząc, że ktoś już w nim jest i to nie Oda, tylko drugi człowiek. Re był na wczesnym etapie ponownego przyzwyczajania się do mieszkania z inną osobą. Ostatnim razem, gdy musiał dzielić się z kimś przestrzeniom, chodziło o załogę Thalii. Mężczyzna został na statku odarty z wszelkiej prywatności i przez pierwsze miesiące walczył z chęcią zamordowania swoich współlokatorów. Pomimo tego, iż po kilku latach stał się integralną częścią tej grupy, to doświadczenie tylko utrzymało go w przekonaniu, że woli żyć sam. W Fortheimie jednak było inaczej. Shi była mu bliższa niż ktokolwiek i bez porównania spokojniejsza oraz rozsądniejsza od bandy piratów. Znała go i wiedziała, iż nie jest mu łatwo przyzwyczajać się do zmian. Już raz przeszła przez podobny etap z Szarym kilkanaście lat temu.
Wchodząc do domu Revan nie mógł oprzeć się wrażeniu, że ręka Cichej już się tutaj odbiła. Odkąd z uśmiechem wrzuciła swoje rzeczy do sypialni Poursuivanta, wszystko wydawało się nasiąkać obecnością Shi. Ktoś inaczej poukładał książki na półkach. Na parapecie stał wazon z trzema pomarańczowymi gerberkami o długich łodygach. W szparze między kominkiem a regałem stała dwumetrowa naginata. A na kanapie siedziała wiecznie uśmiechnięta kobieta.
Śmiejąca miała już na sobie koszulę nocną. Próbowała równocześnie rozczesywać długie, czarne włosy i czytać książkę. Oda była bliska uśnięcia na jej kolanach. Gdy drzwi się otworzyły, obie obejrzały się do tyłu. Łasica w jednej chwili wspięła się na oparcie, czujnie węsząc. Na widok Re Shi uśmiechnęła się szeroko i wróciła do przerwanych czynności. Szary oparł się nad nią o kanapę. Przez chwilę przyglądał się, jak kobieta mocuje się z grzebieniem jedną ręką. Parsknął cicho śmiechem i delikatnie chwycił jej dłoń.
- Pozwól, że pomogę - zaproponował, biorąc od niej grzebień.
Zadowolona Cicha usadowiła się wygodniej, przerzuciła włosy przez oparcie i otworzyła książkę już normalnie przed sobą. Wtedy Szary zauważył, że strony zapisano po castelijsku.
- Co czytasz? - zaciekawił.
Shi pokazała mu okładkę. ,,Pieśń błazna" - dramat heroikomiczny, napisany na podstawie legendy o pierwszym władcy jednego z dal-virskich królestw, Castelii. Revan zmarszczył brwi.
- Nie czytałaś tego wcześniej? - zdziwił się. - Mam tę książkę od chyba dwudziestu lat.
Kobieta w jednoznacznym geście przytuliła sfatygowany dramat do piersi, po czym wróciła do czytania. Szary zaczął machinalnie rozczesywać kruczoczarne pasma jedno po drugim. Powtarzalne czynności zawsze działały na niego uspokajająco. Przestał myśleć o Srebrnym Łabędziu, bezimiennej tancerce, stygnącej na balkonie madam Silvestri. Teraz liczyło się ciepło kominka, stara dobra książka w rodzimym języku i miękkie włosy Shi. Prawie zapomniał o całym dniu, gdy nagle Cicha odchyliła głowę do tyłu, jakby nagle sobie o czymś przypomniała, i zapytała po migowemu ,,Czemu tak późno wróciłeś?"
Re zamarł na chwilę. Przypomniał sobie swoje postanowienie. Westchnął i zmęczonym głosem odpowiedział:
- Interesy Nocnego Prześladowcy.
Śmiejąca spochmurniała, ale tylko na sekundę. Zaraz potem obróciła się przodem do Poursuivanta, uśmiechając łagodnie. W jej oczach nie było śladu złości ani zawodu.
,,Będzie dobrze", powiedziała w kilku gestach, po czym dla podkreślenia tych słów ucałowała go w czoło i przytuliła.
Niemal jej uwierzył. Niestety, następnego dnia pod drzwi trafiło kolejne zaproszenie na spotkanie. Elegancka, pochyła kaligrafia zmartwiła go bardziej niż najgorsze bazgroły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz