piątek, 10 listopada 2017

Sargent


When the day breaks
When the sun burns
When the night comes freezing our world
Let's go find what is waiting
At the end of everything

Opis
         Pozwól, że opowiem Ci pewną historię. Nie będzie ona żadną baśnią, czy legendą, chociaż łącząc i przeplatając ze sobą fikcję z życiem mogłaby przez pomyłkę zostać uznana za którąś z nich.
   Podejdź więc bliżej, a opowiem Ci o falach, sztormach, o dźwięku zanurzanych wioseł i o szeleście targanej wiatrem bandery. Musisz jednak zachować cieszę i wsłuchać się dokładnie w to, co mówię, albowiem inaczej nie usłyszysz melodii, którą śpiewa Ci do ucha wzburzone morze.
   Zanim jednak przejdziemy do faktycznej części opowieści, porozmawiajmy przez chwilę o pragnieniu, dobrze? Porozmawiajmy o Twoich marzeniach, o Twoim świecie, o tym, co jest dla Ciebie najcenniejsze i co daje Ci szczęście, chociaż doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że w każdym momencie jest w stanie pochłonąć Cię w całości. Nie zabiorę Ci dużo czasu, obiecuję.
   Mam jeszcze jedną jedyną, ostatnią prośbę. Cokolwiek masz teraz przed oczami, o czymkolwiek sobie pomyślałeś, cokolwiek nie byłoby Twoim dającym Ci życie skarbem, proszę, niech na ten krótki czas przybierze formę morza. Niech przypomina spienione fale i statki, kołyszące się na wodzie.
   Spokojnie, wytrzymaj, bo już prawie kończymy. Teraz jedynie musisz sobie wyobrazić, że ktoś Ci tą cenną rzecz odbiera. Zabiera, wyrywa, pozbawia Cię dotychczasowego życia, skazując na długą, bo aż sześcioletnią tułaczkę, tak samo jak lata temu pewną piratkę, pozbawioną statku i załogi, los wtrącił do więzienia, a po ucieczce zmusił do długiego życia na stałym kontynencie, nie raz naprawdę daleko zdecydowanie za daleko od jej ukochanego oceanu. Ale o tym za chwilę, zacznijmy wszystko pomału. Najlepiej od początku. Wróćmy więc do obiecanej historii.
      Nikt tak naprawdę nie wie jak, przez kogo, ani nawet skąd na świat przyszła dziewczyna, która, jak to mawiają ludzie w niektórych portach, koloryzując przy tym niemal każde słowo „już od małego była niczym ludzki odpowiednik spienionych grzbietów potężnych fal słonego, jak ona sama oceanu”. I chociaż porównywanie piratów do morza wydaje się aż zbyt oczywistym zabiegiem, to z wiadomych powodów w przypadku większości korsarzy zdaje ono egzamin. Jednak, kiedy żeglarze, określani często jako ludzie niesamowicie zmienni, porównywani są do raz spokojnych, a raz wzburzonych wód, Thalia Sargent przez całe swoje życie pozostaje nieokiełznanym i silnym sztormem. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy większą winę ponosi za to wygląd, charakter, czy profesja kobiety, ale stanowcza większość ludzi, która miała ze Szkwał do czynienia (mowa tutaj nie tylko o mieszkańcach Dal-virii, czy Fortheimu, ale przede wszystkim stałych bywalcach przeróżnych, odległych miast portowych) szczerze wątpi w jej człowieczeństwo. Bardzo słusznie z resztą, chociaż zdecydowanie mniej słuszne w tym wypadku jest okrzykiwanie piratki pomiotem diabła, przy czym dziewczyna za każdym razem z wielkim bólem zmuszona jest przyznać, iż to niestety nie tę drogę obrały jej korzenie. 
   Nazwisko Sargent zdążyło się już zapisać na kartach historii nie jednej krainy, choć nigdzie jeszcze nie zostało ono okryte dobrą, albo chociażby nawet i neutralną, nikomu nie wadzącą sławą. Thalia znana była już jako samozwańcza kapitan Przeklętej Syreny- okrętu skradzionego z królewskiego portu w Dal-virii, uciekinierka z castelijskiego więzienia, a także nieformalna i formalna członkini królewskiego klanu Orłów z Ikramu. Zyskanie tego ostatniego stanowiska na pewien czas zapewniło jej swego rodzaju immunitet i gwarancję, że nikt nie połączy jej nazwiska z poszukiwanym wizerunkiem piratki, chociaż aż trudno uwierzyć, że nawet przez krótki czas, komuś wyglądającemu tak podejrzanie jak ona udało się wcielić i żyć życiem osoby tak innej (i, nie oszukujmy się, zdecydowanie ważniejszej w społeczeństwie), nie zamieniając w swoim bezpardonowym zachowaniu i zdecydowanie nie eleganckim, ani nawet kobiecym ubiorze, czy manierach absolutnie niczego. 
   Chyba nikogo specjalnie to nie zaskoczy, jeśli powiem, że osobie, która od małego wychowywana była na kołyszącym się pokładzie okrętu, wśród piratów, korsarzy i złodziei, długoterminowa praca nie tylko w imię prawa, ale także pod patronatem samego króla nie wydawała się wymarzonym pomysłem na życie. To nie tylko przez swój głupi upór, ale przede wszystkim z powodu „dumy zawodowej” kobieta w porę zrezygnowała z przynależności do klanu, nim jej prawdziwa tożsamość zostałaby zdemaskowana, choć fakt, iż przypadkiem udało jej się zrobić odpowiednią rzecz w odpowiednim czasie można uznać jedynie za szczęśliwe zrządzenie losu. W innym wypadku Sargent groziłoby podzielenie losów Szarego, a co za tym idzie, otarcie się o skończenie swojego burzliwego, niepoważnie chaotycznego życia w wieku dwudziestu ośmiu lat. Szkwał nawet nie potrafi sobie wyobrazić, jak ogromny kawałek życia przemknąłby jej przed oczami, gdyby oboje wraz z Prześladowcą zostaliby zmuszeni czekać w celi do końca swojego procesu. Szczerze powiedziawszy, był to ten jeden z niewielu momentów, w których jej ośli upór jak raz faktycznie wniósł coś dobrego, chociaż skłamałabym mówiąc, iż kobieta omieszka się używć go jako przykładu, potwierdzającego jej geniusz stratega przez najbliższe lata. Gdyż Thalia Sargent może sobie i być plugawym piratem, albo kapitanem (po raz kolejny) bez załogi, ale koniec końców jest również kobietą, co oznacza, że podczas kłótni nawet ona nie oprze się rozdrapywaniu starych ran i wypominaniu biedakowi, któremu przyszło wdać się z nią w dyskusję, jak to nieomylne potrafi być jej przeczucie i instynkt samozachowawczy.
   Można dostrzec u niej swego rodzaju dualizm osobowościowy, jednak ukazuje się on dopiero po znacznie lepszym i zdecydowanie bliższym poznaniu panny Sargent. Owszem, kobieta na zawsze pozostanie dziką, ponad wszystko ceniącą niezależność osobą, jednak z czasem ta groźna, budząca respekt pani kapitan zacznie powoli ustępować miejsca wygadanej i niezwykle towarzyskiej Thalii, siejącej zamieszanie raczej z winy niekontrolowanego talentu wpadania w kłopoty i ściągania na siebie niebezpieczeństwa, niż z chorego pragnienia ujrzenia świata w płomieniach, chociaż zapewne nie jedna opowieść dotycząca tej piratki może całkowicie przeczyć moim słowom. Z resztą, to właśnie te wszystkie portowe historie (żeby tylko nie użyć słowa plotki) są główną przyczyną tak drastycznych zmian w zachowaniu Szkwał. Jeśli młody żeglarz usłyszy z ust tak wielu starszych i bardziej doświadczonych kompanów jakim to okrutnym i nieprzewidywalnym potworem jest brunetka z charakterystyczną, bordową bandanką we włosach i zadowolonym z siebie, zbójeckim uśmiechem drapieżnika, po spotkaniu twarzą w twarz z Sargent będzie widzieć w niej najgorszego z piekielnych pomiotów, nawet gdyby piratka jedynie zapraszała na herbatę. Charakterystyczną cechą, o której na pewno nie wspomni wam żaden wilk morski, a tym bardziej dwór, strażnicy, ani ludzie, którzy nie mieli do czynienia z Thalią na dłużej, niż na czas, pozwalający wykrzyczeć pod jej adresem serię barwnych wulgaryzmów jest… dziecinność. Nie mowa tutaj o naiwności, czy braku życiowych doświadczeń, a beztroskim życiu niczym się nieprzejmującego, wolnego ducha, wiecznie podekscytowanego wszystkim, co nowe, ciekawe, albo po prostu niebezpieczne. Szkwał wydaje się wiecznie balansować na granicy między odwagą, a brawurą i skończonym kretynizmem, jednak jej zamiłowanie do ryzyka wiąże się z żyjącym w kobiecie wiecznie głodnym duchem przygody, oraz ogromną wiarą w samą siebie.
   Ta piratka zdecydowanie należy do wąskiego grona osób, które nie potrafią się zmienić i bez względu na wiek, stanowisko, czy sytuację życiową, po prostu pozostaną tą najbardziej irytującą, chaotyczną, ekscentryczną, ale i najszczerszą wersją siebie. I chociaż udało jej się uciec z Dal-virii przed ścigającym ją przeznaczeniem, szczerze wątpię, by swoje życie w Fortheim zaczęła w zupełnie inny sposób, wyciągając wnioski z popełnionych wcześniej błędów. Oczywiście, jeśli Szkwał nie powinie się noga, istnieje spora szansa, że cień jej wcześniejszego życia nie chwyci ją za szyję.  

Song Theme

Relacje z innymi postaciami
      Jak po wcześniejszym opisie można łatwo wywnioskować, Thalia Sargent nie należy do osób, o których nie sposób nigdy niczego nie usłyszeć, a tym bardziej, o których nie można by łatwo zapomnieć, nawet po jednym, krótkim spotkaniu. Dziewczyna posiada niesamowity talent (albo strasznego pecha- wszystko zależy od punktu widzenia) do szybkiego zapadania w pamięci, choć nie da się ukryć, iż jej wizerunek niezwykle rzadko przywołuje jakiekolwiek pozytywne wspomnienia. Szkwał nie tylko przywykła do obracania się w dużym gronie osób (znajomych lub całkowicie obcych, dla niej nie ma to absolutnie żadnego znaczenia), ale jako kapitan niejednego statku, także do bycia w centrum uwagi i nie raz można odnieść wrażenie (z resztą, jak najbardziej słuszne), iż żadna z tych rzeczy nigdy nie stanowiła dla niej żadnej przeszkody. Kobieta jest niezwykle towarzyska i nigdy nie wzgardziłaby grupą wesołych kompanów do podróży, jednak nie oznacza to, że jest ufna, albo tym bardziej, naiwna. Owszem, chociaż Thalia sprawia wrażenie dużo pogodniejszej, niż głoszą opowieści, to w rzeczywistości potrzebuje mnóstwa czasu, aby nabrać zaufania do drugiego człowieka... chociaż nawet brak zaufania nie przeszkadza jej w traktowaniu nieznajomych jak dalszych krewnych- z nutą sympatii i niewinnej pogardy. Mimo wszystko, ze względu na swoją ekscentryczność i brak zahamowań, Sargent zwykła raczej odstraszać, niż przyciągać ku sobie ludzi, chociaż od wielu lat stanowi prawdziwy magnes na wszelkie dziwadła tego świata (Czego Pan Szary jest najlepszym przykładem!- dodała z dumą Thalia).
   Jeśli o kwestie sercowe chodzi, to nie będę ukrywać, że panna Sargent nigdy nie sprawiała wrażenia szczególnie skrępowanej naruszaniem przestrzeni  osobistej, czy to cudzej, czy własnej, uwielbiając igrać zarówno z mężczyznami, jak i kobietami. Jednak, chociaż prowokacyjne zachowania najwyraźniej zdążyły jej wejść w nawyk, to pewnie zadławiłaby się własnym śmiechem, gdyby ktokolwiek chociaż zasugerowałby jej rozglądanie się za poważnym związkiem. Poza tym, jaki rodzaj miłości może złapać i opleść pirackie serce? Serce człowieka, którego życie naznaczone jest szeregiem cudzych śmierci, a którego bogactwo jest cudzym majątkiem? Człowieka, który bez przerwy poluje, aby nie zostać upolowanym, człowieka zrodzonego z fal i zawsze biegnącego pod wiatr. Osoby, której przeznaczeniem może być jedynie zapomniany, bezimienny grób, pozostawiony w odmętach oceanu lub pętla z szorstkiego, grubego sznura, owinięta dookoła szyi. "Moje serce jest czarne jak bandera, pod którą ja, pirat, pływam. Tak czarne jak nieskończone głębie mojego oceanu. Ale nawet czarne serce potrafi kochać."
   Nikt jednak jeszcze nie odkrył, jakiego koloru jest serce Sargent.

Inne
 - Jak można się łatwo domyślić, kobieta mająca na karku lata (a nawet dekady!) morskich podróży, nie okaże się wielką entuzjastką postępu, od którego tak głośno nie tylko w Fortheim. Właściwie nie przeszkadza jej sam rozwój technologiczny i łączące się z nim udoskonalenia, których nie spotkała ani w Dal-virii, ani w żadnym innym mieście, państwie, czy krainie, którą kiedykolwiek odwiedziła. Jedyna rzecz, która z owym postępem się niestety wiąże i której właśnie ze względu na swoją profesję nie jest w stanie znieść, są te przeklęte okręty powietrzne. Najgorsze jest jednak to, że mimo czystej niechęci skierowanej w stronę latających maszyn, kobiecie coraz trudniej ukrywać ciekawość, wiążącą się ze spędzeniem czasu na pokładzie takowego statku.
 - Ponieważ nieszczęścia zwykły chodzić parami, Szkwał od wielu lat w każdej podróży towarzyszy jej najwierniejszy kompan i zarazem najgorszy koszmar, z jakim kiedykolwiek zmuszona była żyć. Mowa tutaj o niewielkiej, aczkolwiek niezwykle podstępnej małpie kapucynce, Dexterze, która razem z Sargent przypłynęła z Dal-virii do Fortheimu i najwyraźniej, mimo wzlotów i upadków w "relacji" między nimi, ta wredna istota nie ma zamiaru zostawić swojej pani. Lata znoszenia siebie nawzajem pokazały, że chociaż oboje siebie nienawidzą, najwyraźniej są na siebie skazani.
 - Skoro jesteśmy już przy zwierzęcych towarzyszach podróży, chociaż Szkwał nieporównywalnie bardziej odpowiadają okręty, niż wierzchowce, to w swojej pirackiej karierze dorobiła się dwóch koni- mięsożernej kelpii, która przez wiele lat pływała razem z Przeklętą Syreną i którą piratka straciła wiele lat temu, razem z okrętem i całą załogą, oraz ośmionogiego ogiera, którego jej i Prześladowcy udało się uwolnić z targu, handlującego nielegalnie magicznymi zwierzętami. I chociaż przeżyła z tym potworem kilka ładnych lat przygód i podróży, nie czuła potrzeby zabierania ze sobą tego dziwadła w morską podróż. I takim oto sposobem, Szkwał pozbyła się kolejnego, nadnaturalnego wierzchowca.
 - Chociaż po stracie swojego okrętu i załogi, Sargent przez długie sześć lat życia na lądzie zżerała tęsknota za oceanem i morskimi przygodami, tak po ucieczce z Dal-virii i ponad trzyletniej, morskiej podróży ku Fortheim, nauczyła się żyć i czuć na stałym lądzie prawie tak komfortowo, jak na pokładzie pirackiej łajby. Do tego stopnia, że była w stanie kupić niewielkie mieszkanie w Fortheim, oczywiście tuż przy porcie, tak aby, jeśli tylko nadarzy się taka okazja, w każdej chwili móc z powrotem znaleźć się na otwartych wodach oceanu. Odradzałabym jednak nazywania jej emerytowaną piratką, to chyba najgorszy i najprostszy sposób zrobienia sobie nowego wroga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz